Wprowadzony przez administrację USA zakaz wnoszenia elektroniki na pokłady niektórych linii, w tym m.in. znad Zatoki w dość powszechnej opinii było typowym działaniem broniącym dostępu do amerykańskiego rynku. Protekcjonizm miał chronić wielkie amerykańskie linie, które coraz głośniej domagały się jakiejś formy restrykcji dla bogatych przewoźników z Bliskiego Wschodu. Pierwsze tygodnie obowiązywania tzw. electronics ban pokazują, że administracja USA trafiła w punkt. Równocześnie wprowadzone zostały istotne restrykcje wizowe co jeszcze wzmocniło negatywny efekt przepisów dotyczących podróży lotniczych.

We wcześniejszych dwóch postach dokładnie opisałem jak działa, czego i kogo dotyczy zakaz wnoszenia elektroniki na pokłady (link) oraz jak poradziły sobie z nim linie, które miał on najbardziej dotknąć (link). Widać, że wszystkie cztery linie Emirates, Etihad Airways, Qatar Airways i Turkish Airlines bardzo poważnie potraktowały zagrożenie dla swojego biznesu i solidnie przyłożyły się do przygotowania ułatwień dla pasażerów. W zależności od linii jest to dość sprawny proces zbierania sprzętu dopiero przed samym odlotem do USA, a nie już na odcinku dolotowym. Do tego możliwość skorzystania z darmowego laptopa lub tabletu na pokładzie dla najważniejszych, biznesowych pasażerów. U najbardziej hojnych jest jeszcze internet za darmo lub taniej niż wcześniej. Okazało się, że to wszystko za mało.




Na razie dotyczy to na pewno Emirates, ale są sygnały że Qatar Airways również odczuwa boleśnie restrykcje. Od maja Emirates po raz pierwszy dokonają tak istotnych cięć w swojej siatce połączeń. Tygodniowo będzie to około 25 rejsów mniej z Dubaju do USA, czyli liczba połączeń zostanie zredukowana o 20%. Analizując planowane wcześniej wielkości samolotów to nawet 10 tysięcy miejsc mniej tygodniowo. Zmiany dotkną poniższe kierunki:

  • Dubaj – Los Angeles – raz dziennie zamiast dwóch (ta zmiana była planowana wcześniej);
  • Dubaj – Seattle – raz dziennie zamiast dwóch;
  • Dubaj – Boston – raz dziennie zamiast dwóch;
  • Dubaj – Orlando – 5 razy w tygodniu zamiast codziennie;
  • Dubaj – Miami – 5 razy w tygodniu zamiast codziennie.

Najbardziej symptomatyczne są zmiany na trasach do Orlando i Miami, bo Emirates prawie do każdej destynacji w swojej siatce lata codziennie. Z punktu widzenia ich sposobu działania, w tym szczególnie tranzytów jest to najbardziej optymalne rozwiązanie. Tutaj następuje zmiana, co prawdopodobnie oznacza, że spadek popytu jest naprawdę drastyczny. Emirates nie pomaga jego flota, która składa się tylko z bardzo dużych samolotów – Airbusów A380 i Boeingów 777. Inne linie dotknięte restrykcjami mają znacznie więcej typów samolotów, które pozwalają na elastyczne reagowanie na zmiany popytu. Emirates nie ma tego komfortu stąd prawdopodobnie tak szybkie i tak drastyczne cięcia.

Patrząc szersze te redukcje częstotliwości nie rozwiązują problemu. Struktura działania Emirates opiera się na transferach. Spadek popytu na powyższych trasach oznacza również spadek popytu na trasach dowozowych do Dubaju. Tam spadek jest pewnie bardziej rozproszony i dlatego nie ma cieć konkretnych tras. Z mniejszym popytem na wielu trasach przy bardzo ograniczonej elastyczności floty trudno będzie sobie poradzić. Są tylko dwa wyjścia otwierać nowe trasy lub obniżyć ceny.

Na razie wygląda, że Emirates wybierze pierwszą drogę. Wstępnie zapowiadane są zwiększenie częstotliwości i nowe trasy do Azji, szczególnie do Chin. Ten rynek w tej chwili jest jednym z najszybciej rosnących. Podobny pomysł ma Qatar Airways, ale skupia się na Indiach. Chce tam dodać aż 10 nowych kierunków, a już w tej chwili obsługuje kluczowe lotniska m.in. w Dehli, Mumbaju i Bangalurze. Ruch szejków może być nawet skuteczniejszy niż Emirates, bo Indie są jednym z największych rynków zasilających ruch tranzytowy do USA przez mega HUBy na Bliskim Wschodzie.




Zarówno Qatar jak i Etihad mają więcej typów samolotów i mogą dostosować ich wielkości do popytu. Być może dlatego na razie nie ma informacji o cięciach w siatce do USA. Etihad jest też wyraźnie najmniejszym przewoźnikiem z tej grupy. Turkish ma podobne możliwości flotowe, ale też duży ruch tranzytowy z Turcji. To lojalni klienci. Ponadto turecki przewoźnik oferuje największą liczbę kierunków, wiele z nich nie ma alternatywy w drodze do USA. Jak widać Ci trzej przewoźnicy w przeciwieństwie do Emirates mają większe pole manewru.

Decyzja Emirates o tak głębokich cięciach jest jednak zaskakująco szybka. Restrykcje obowiązują od miesiąca, a redukcje połączeń wejdą w życie już za dwa tygodnie. Spadek popytu i prognozy musiały być bardzo złe.

Decyzja administracji i jej efekty na pewno ucieszyły największych amerykańskich przewoźników. Ten protekcjonizm może jednak negatywnie wpłynąć również na ich wyniki. Coraz więcej źródeł wskazuje na spadek zainteresowania turystów przylotem do USA i to nie tylko z krajów wskazanych jako niebezpieczne. Podobnie spada liczba aplikacji obcokrajowców na amerykańskie uniwersytety. Te grupy klientów korzystały w takim samym stopniu z linii z USA, Europy i Bliskiego Wschodu. Restrykcje dotyczące elektroniki obowiązują do października. To wystarczający okres, żeby wszystkie strony mogły dokładnie przeliczyć bilans zysków i strat. Może się okazać, że tracą wszyscy, a USA najbardziej.

Jestem bardzo ciekawy Waszych komentarzy – czy rząd USA postępuje słusznie, czy Emirates tak szybko reagując nie przesadza? No i w końcu jak to się skończy?

 

Share: