Wszyscy od przedwczoraj żyją tematem lokalizacji Centralnego Portu Komunikacyjnego (Lotniczego), a ja na przekór w tym tygodniu w wiadomościach ten temat pominę. Kilka razy już o tym pisałem (np. tutaj), a w przyszłym tygodniu będzie okazja na spokojnie przeanalizować wybór miejsca. Żeby jednak od lotnisk całkiem nie uciekać to ciekawostka o tym jak wydać dużo, żeby zmniejszyć lotnisko.

W minionym tygodniu bardzo dużo działo się wokół Ryanaira. Niestety niewiele dobrego dla pasażerów. W zasadzie podobnie jak rynek lotniczy tak i dzisiejsze „Wiadomości z powietrza” zdominowali Irlandczycy.

Ryanair wycofuje się z lotniska Chopinalink

W zeszłym tygodniu przewoźnik nagle ogłosił, że z końcem sezonu zimowego rezygnuje z połączeń z portu lotniczego Chopina do Gdańska i Wrocławia. Swoją decyzję Ryanair umotywował złym traktowaniem przez port, w tym parkowaniem samolotu na stanowiskach bardzo oddalonych od terminala. Muszę przyznać, że jest to wysokiej klasy bezczelność. W rozumieniu Irlandczyków oni powinni stać blisko, mieć tanio i wygodnie, a inni powinni stać w lesie. Logika Kalego. No i zapowiadają skargę do Komisji Europejskiej. Typowy dla nich sposób wywierania presji i negocjacji.

Wygląda jednak na to, że to nie jest tylko przeciąganie liny, ale już podjęta decyzja. W mediach społecznościowych wiele osób narzeka, że nie będzie tanich rejsów i że było tak super. Nie było i co najważniejsze nie było za darmo. Naiwnością jest sądzić, że było dużo pasażerów i nawet bilety po kilkadziesiąt złotych dawały zysk. Nie dawały, daleko było nawet do pokrycia kosztów zmiennych. Ryanair z premedytacją wykorzystał okazję do osiągnięcia kilku korzyści. Po pierwsze osiągniecie tzw. zniżek wolumenowych w portach we Wrocławiu i Gdańsku. Po drugie przebazowanie samolotów. Chociaż to miało bardziej miejsce dopóki przewoźnik oferował niższą liczbę częstotliwości. Po trzecie część umów marketingowych lub wprost mówiąc dopłat, wymaga ekspozycji reklam regionu do określonej liczby klientów. Tutaj Ryanair miał ich bardzo dużo.

źródło: Ryanair.com

Kiedy Ryanair mówi, że kupuje to…mówilink1 link2

To jest fenomen marketingowy. Prezes Ryanaira mówi coś w mediach i bez jakiejkolwiek weryfikacji jest to podawane dalej za ich pośrednictwem. Bez refleksji i komentarza. A jest to bardzo dobrze przygotowany zestaw komunikatów marketingowych. Ostatni przykład to przyszłe/niedoszłe przejęcia. Przez ostatnie 2-3 tygodnie można było wielokrotnie przeczytać, że Ryanair jest blisko przejęcia Air Berlin. Analizując wypowiedzi Irlandczyków można jednak co najwyżej przeczytać, że zgłosili wstępne zainteresowanie, żeby zobaczyć dokumenty i że to nic nie znaczy. W zeszłym tygodniu ogłosili, że nie mają „żadnej intencji zakupu Air Berlin”. Za to wrócił temat przejęcia Alitalii. Tutaj trzeba przyznać, że doszło do najszybszej transakcji na świecie. W trakcie tłumaczenia z angielskiego na polski, ta linia została w zasadzie przejęta. W rzeczywistości Ryanair zapowiedział złożenie wiążącej oferty przejęcia. Według mnie nawet jeśli to zrobi będzie to oferta nie do zaakceptowania. Widać to nawet po kolejnych zdaniach ją zapowiadających – na temat koniecznej renegocjacji umów na samoloty i zasad wynagradzania. Warto przypomnieć, że to pracownicy linii odrzucając plan zmian w zatrudnieniu, doprowadzili Etihad do decyzji o wycofaniu z inwestycji. W każdym razie po odrzuceniu oferty Irlandczycy ogłoszą, że to skandal, że oni chcieli dać dostęp do tanich biletów Włochom i że wszyscy są przeciwko nim, ale oni i tak dadzą radę. Tego typu komunikaty pojawiały się już wielokrotnie.

Dlaczego Ryanair nie kupi Alitalii? Bo nie ma żadnego powodu by to zrobił. Alitalia nie daje Ryanairowi żadnej przewagi konkurencyjnej. Irlandczycy mają znacznie tańsze samoloty, lepiej przystosowane do ich modelu działania, do tego w większości młodsze. Poza tym Włosi latają Airbusami a Ryanair Boeingami. Nie można więc wymieniać czy zastępować załóg. Mimo różnych zapowiedzi wydaje się bardzo mało prawdopodobne, że Irlandczycy zrezygnują z Boeingów na rzecz Airbusów. Zasady zatrudnienia Ryan ma znacznie bardziej elastyczne i pasujące do taniego przewoźnika. A miejsce i rynek samo wpadnie w ich ręce wraz z upadkiem włoskiego przewoźnika. Nie jest przypadkiem, że pierwszym rynkiem na którym Ryanair uruchomił transfery są Włochy.

Aż 250-400 tysięcy klientów Ryanaira zostanie na ziemilink

Tego się nikt nie spodziewał. Informacje o przejmowaniu pilotów Ryanaira na przykład przez Norwegiana pojawiły się w minionym tygodniu, ale nie wyglądało to aż tak poważnie. Teraz wygląda, że problem ma dużą skalę. Przewoźnikowi zwyczajnie brakuje załóg i zamierza odwołać w ciągu najbliższych szczęściu tygodniu nawet 2% rejsów. Pytanie co ma się stać później. Linia zakłada, że załogi wykorzystają obowiązkowe dni wolne i że listopadzie wszystko się unormuje. Może tak się stać, bo będzie to niski sezon i zaplanowanych rejsów będzie mniej. Z drugiej jednak strony piloci mają limity godzin jakie mogą wylatać w ciągu roku. Uwzględniając że Ryanair ich traci oraz że jego siatka jest rekordowa można wnioskować że są blisko maksymalnych rocznych nalotów. Co wtedy? Na razie nie ma na to odpowiedzi.

Cała sytuacja wydaje się dość dziwna i nie świadczy najlepiej o Irlandczykach. Zaryzykowałbym stwierdzenie, że Ryanair od dłuższego czasu miał pełną świadomość problemu i z premedytacją nie informował pasażerów, żeby nadal kupowali bilety. Patrząc na wysokość proponowanych rekompensat wydaje się to tym bardziej prawdopodobne. Dodatkowo wskazuje na to sposób informowania tylko z jednotygodniowym wyprzedzeniem.

Notowania giełdowe spółki najlepiej pokazują jak rynek zareagował na całą tą sytuację. Może się okazać, że cały do tej pory bardzo skuteczny program poprawy wizerunku „always getting better” zyska dodatkowe zakończenie „except this time”.

Dzięki inwestycji za miliard dolarów lotnisko będzie…mniejsze link

Rynek i ruch lotniczy osiągają kolejne rekordy, ale nie dotyczą one wszystkich. Port lotniczy w Pittsburghu przejdzie gruntowna przebudowę, dzięki której stanie się mniejszy. Liczba gate’ów spadnie z 70 do 50. Skąd taki kierunek? W dobrym momencie pojawia się ta informacja. Pittsburgh miał pecha. US Airways, które miało tam budować HUB wpadło w kłopoty i już jako American Airlines zrezygnowało z budowy HUBu. A port bez przewoźnika bazowego okazał się zbyt duży. To samo może się stać z Berlin Brandenburg, jeszcze zanim zostanie otwarte. To też przestroga, że trzeba dbać o przewoźnika bazowego, bo jak go brakuje to trzeba wydać 3 miliardy złotych żeby dostosować lotnisko do rzeczywistego ruchu.

Właśnie dlatego biznes lata tradycyjnymi liniami a nie tanimilink

Analizy zawarte w tej książce już pierwszym punkcie podsumowania wyjaśniają, dlaczego pasażerowie biznesowi w naszej części Europy nadal latają przede wszystkim tradycyjnymi liniami. Kluczowe są częstotliwość połączeń i godziny odlotów. Tradycyjni przewoźnicy w większości przypadków oferują dwie, trzy i więcej rotacji dziennie. Większość tras obsługiwanych przez tanie linie ma maksymalnie jeden rejs dziennie.

Także jeśli gdzieś pojawia się tytuł „wielki problem LOT” albo „LOT będzie miał konkurencję” i dotyczy połączeń otwieranych przez Wizzaira (najczęściej) lub Ryanaira to najczęściej jest chwyt na dobry tytuł. Oczywiście na tych połączeniach tanie linie mogą kilku pasażerów LOT wyciągnąć, ale kluczowi są i tak podróżujący w celach biznesowych. Tak wygląda to w tej chwili. Może się to zmienić, kiedy Ryanair zacznie bardziej rozpychać się we Frankfurcie, dokąd już uruchomił połączenie z Krakowa. Rzeczywista konkurencja zacznie się jednak dopiero, kiedy tani przewoźnicy dodadzą drugą rotację dziennie i jednodniowa podróż w obie strony będzie możliwa.

Share: